„…Tajemnica szczęścia…”
Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o tajemnicę szczęścia.
Mędrzec poradził młodzieńcowi,
by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach.
Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec,
wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople oliwy.
W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała się oliwa.
Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał go :
Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne pergaminy?
Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział niczego.
Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel oliwy.
Wróć i spójrz na cuda mego świata -powiedział mędrzec.
Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął wędrówkę,
ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki.
Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty.
Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co widział.
Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? - spytał mędrzec.
Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie ma.
Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec :
Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu wszystkich cudów świata,
przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na łyżeczce.
Offline
„…Tata pod łóżkiem…”
Kiedy byłam mała, ojciec był dla mnie czymś takim
jak światełko w lodówce.
I ojciec, i światełko było w każdym domu,
lecz w rzeczywistości nikt nie wiedział co robią,
zarówno jedno, jak i drugie, kiedy już drzwi zostały zamknięte.
Mój ojciec wychodził z domu każdego ranka,
a wieczorem, gdy wracał, wydawał się szczęśliwy, że znów nas widzi.
Jedynie on potrafił otworzyć słoik z ogórkami,
podczas gdy innym to się nie udawało. Tylko on nie bał się chodzić sam do piwnicy.
Zacinał się przy goleniu, lecz nikt nie dawał mu buzi,
aby uśmierzyć ból, ani się tym nie przejmował.
Kiedy padał deszcz, oczywiście on szedł po samochód i ustawiał go przed wejściem.
Gdy ktoś zachorował, on wychodził kupić lekarstwa.
Zastawiał pułapki na myszy, przycinał róże, aby można było wejść do domu nie kłując się.
Kiedy dostałam w prezencie mój pierwszy rower,
przez wiele kilometrów pedałował obok mnie,
aż w końcu nauczyłam się radzić sobie sama.
Bałam się wszystkich innych ojców, ale nie mojego.
Kiedyś przygotowałam mu herbatę. Była to tylko osłodzona woda,
lecz on usiadł na dziecięcym krzesełku i popijał ją, twierdząc,
że jest wyśmienita.
Za każdym razem, gdy bawiłam się lalkami,
lalka - mama miała zawsze mnóstwo rzeczy do zrobienia.
Nie wiedziałam jednak, co kazać robić lalce - tacie, więc mówiła ona tylko:
- Dobrze, no to idę do pracy, - a potem wrzucałam ją pod łóżko.
Kiedy miałam dziewięć lat, któregoś ranka mój ojciec nie wstał z łóżka,
by jak zwykle pójść do pracy.
Zabrano go do szpitala, gdzie umarł następnego dnia.
Wówczas poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam spod łóżka lalkę - tatę.
Odkurzyłam ją i posadziłam na łóżku.
Mój ojciec nigdy nic nie robił.
Nie wyobrażałam sobie, że jego odejście sprawi mi tyle bólu.
Do dzisiaj nie wiem, dlaczego.
Offline
„…Przebaczenie…”
Pewien dobry, aczkolwiek słaby chrześcijanin spowiadał się,
jak zwykle, u swojego proboszcza. Jego spowiedzi przypominały zepsutą płytę:
zawsze te same uchybienia, a przede wszystkim ten sam poważny grzech.
- Koniec tego! - powiedział mu pewnego dnia zdecydowanym tonem proboszcz.
- Nie możesz żartować sobie z Boga.
Naprawdę ostatni już raz rozgrzeszam cię z tego przewinienia.
Pamiętaj o tym!
Ale po piętnastu dniach człowiek znów przyszedł do spowiedzi wyznając ten sam grzech.
Spowiednik naprawdę stracił cierpliwość:
- Uprzedzałem cię, że nie dam ci rozgrzeszenia.
Tylko w ten sposób się nauczysz...
Poniżony i zawstydzony mężczyzna podniósł się z klęczek.
Dokładnie nad konfesjonałem, zawieszony był na ścianie wielki, gipsowy krzyż.
Człowiek wzniósł nań swe spojrzenie.
I właśnie w tym momencie gipsowy Chrystus z krzyża ożywił się,
podniósł swoje ramię i uczynił znak przebaczenia:
"Rozgrzeszam cię z twojej winy..."
Każdy z nas związany jest z Bogiem, pewną nitką.
Kiedy popełniamy grzech, ta nić się przerywa.
Ale kiedy ubolewamy nad naszą winą - Bóg zawiązuje na nitce supełek
i w ten sposób staję się ona krótsza. Przebaczenie zbliża nas do Boga.
Offline
„…Wizyta…”
Codziennie w południe pewien młody człowiek zjawiał się przy drzwiach kościoła
i po kilku minutach odchodził.
Nosił kraciastą koszulę i podarte dżinsy, tak jak wszyscy chłopcy w jego wieku.
Miał w ręku papierową torebkę z bułkami na obiad.
Proboszcz, trochę nieufny zapytał go kiedyś, po co tu przychodzi.
Wiadomo, że w obecnych czasach istnieją ludzie, którzy okradają również kościoły.
Przychodzę pomodlić się - odpowiedział chłopak.
Pomodlić się... Jak możesz modlić się tak szybko?
Och... codziennie zjawiam się w tym kościele w południe i mówię tylko:
"Jezu, przyszedł Jim", potem odchodzę.
To maleńka modlitwa, ale jestem pewien, że On słucha.
W kilka dni później, w wyniku wypadku przy pracy,
chłopak został przewieziony do szpitala z bardzo bolesnymi złamaniami.
Umieszczono go w pokoju razem z innymi chorymi.
Jego przybycie zmieniło oddział.
Po kilku dniach, jego pokój stał się miejscem spotkań pacjentów
z tego samego korytarza.
Młodzi i starzy spotykali się przy jego łóżku,
a on miał uśmiech i słowo otuchy dla każdego.
Przyszedł odwiedzić go również proboszcz
i w towarzystwie pielęgniarki stanął przy łóżku chłopaka.
Powiedziano mi, że jesteś cały pokiereszowany,
ale że pomimo to wszystkim dodajesz otuchy. Jak to robisz?.
To dzięki Komuś, Kto przychodzi odwiedzić mnie w południe.
Pielęgniarka przerwała mu: Tu nikt nie przychodzi w południe...
O, tak! Przychodzi tu codziennie i stając w drzwiach mówi:
"Jim, to Ja, Jezus"- i odchodzi.
Offline
Na dzisiaj na teraz tylko tyle wroce potem by dodac inne
Offline
Stworzenie świata
Stworzenie świata nie przychodzi łatwo
Pierwszego dnia pierwszego dnia
Oddzieliłem tylko od ciemności światło
I ziemi nadałem kształt
Zdecydowałem co złe ma być co dobre
A to był całej rzeczy zaczyn
Po czym uznałem dzieło swe za mądre
Na tym się skończył pierwszy dzień mej pracy
W działaniu trzeba poznać kolej rzeczy
Drugiego dnia drugiego dnia
Dzieliłem wody tak by niebo sklepić
Z jednego świata uczyniłem dwa
Tak kształt materii dążył z myśli prądem
Gdy z nieba w morza poszły deszczy strugi
Po czym uznałem dzieło swe za mądre
Na tym skończył się pracy mej dzień drugi
W tworzeniu szkodzi marzeń niecierpliwość
Trzeciego dnia trzeciego dnia
Powoli kształty ziemskiego tworzywa
Dobyłem z oceanów dna
Dałem bogactwo roślin w owoc płodnych
Co bezmiar życia na ziemi roznieci
Po czym uznałem dzieło swe za mądre
Na tym skończył się pracy mej dzień trzeci
Panować światu to sekrety mnożyć
Czwartego dnia czwartego dnia
Sypnąłem gwiazdy w ciemność ziemskiej nocy
I słońce w jasność dnia
W ruch poszły wszystkie pełnej władzy żądne
Dzień ruszył w pościg z nocą uparty
Po czym uznałem dzieło swe za mądre
Na tym skończył się pracy mej dzień czwarty
Przepych określa panowania zasięg
Piątego dnia piątego dnia
Niebo ozdabiam w klucze plemion ptasich
Ożywiam morskie dna
Ptak się upaja traw rozgrzanym swądem
Wszelki stwór morski wśród fal się przeewraca
Po czym uznałem dzieło swe za mądre
Na tym się skończył piąty dzień mej pracy
I nie ma władzy bez czci i pokory
Szóstego dnia szóstego dnia
Poszły zwierzęta dzikie w ziemskie bory
I człowiek taki jak ja
Kobietę zmysły i myśli ma swobodne
Które gdy trzeba ujść mogą przez usta
Po czym uznałem dzieło swe za mądre
Na tym skończył się pracy mej dzień szósty
Oto porządek nie do zastąpienia
Wszelkie istnienie żyje swoim torem
Człowiek panuje wszelkiemu istnieniu
Władzę nad sobą uznając z pokorą
Siódmego dnia siódmego dnia
Ogarnął wszechświat jasny żar południa
Stworzywszy w tydzień rajski świat
Odpoczywałem przez cały dzień siódmy
.Jacek Kaczmarski
1981
Offline
Offline
Warczą bębny ludożerców na Wyspach Szczęśliwych
Idziemy misjonarze starych prawd brzegiem oceanu
Kto z nas pierwszy przyjmie rytualny rytm za swój
Kto uzna władzę oszalałych szamanów
Kadzie wódki tłum tłum łomot łomot łomot
Jesteśmy jak się zdaje zupełnie bezbronni
Oto spełniona przepowiednia nie przynosi chwały
Ogień krew ofiar wieszcze nieprzytomni
Będą nas poić dzikie kobiety o bezwzględnych ciałach
Śmiejąc się z naszych mdłości strachu zaklinania
Pijani będziemy krzyczeć kładąc dłonie pod pałki bijących w bębny
Lecz powiedzmy złoty ząb zatrze w ich pamięci największe kazania
Zmuszą nas byśmy pierwsi pili żółć zarzynanego jeńca
Będziemy też spać z żoną wodza po czym męskość zostanie nam odjęta
Każdy nasz ruch okaże się słowem w zapadającym wyroku
Gdy zapadnie zmrok święto naszej śmierci będzie rozpoczęte
Wzmoże się huk po czym błyśnie święte ostrze grotu
Którym wykroją nam serca po to na przykład żeby spadły deszcze
Gdyby nazajutrz spadły byłby powód jeszcze
Do gorzkiego śmiechu znad nieba pełnego łomotu
Warczą bębny ludożerców na Wyspach Szczęśliwych
Idziemy misjonarze starych prawd brzegiem oceanu
Kto z nas pierwszy przyjmie rytualny rytm za swój
Kto uzna władzę oszalałych szamanów
Jacek Kaczmarski
1978
P.S.
Marzy mi się kupić jego całą dyskografię <200zł, w tym 22. płyty
Offline
hmm a czy to napewno pasuje do tego dzialu ?? !!
Offline
Ja uczyniłem to na ślepo idąc za czynem administratorki MonYczki W sumie Alex ma rację! Ciąć i przenosić albo zmienić nazwę tematu
Przepraszam, że przyczyniłem się do zamieszania
Offline
Och nic nie szkodzi najwyzej zmienimy nazwe dzialu albo po prostu utworzymy nowy watek i przeniesiemy wasze jakze ciekawe rzwczy do drugiego dzialu mam nadzieje ze moim komentarzem nikt nie zostal urazony
jak tak to bardzo mi przykro alez nie chcialam tego... xD
Offline
"...Ostatnie miejsce..."
Piekło było już prawie całkiem zapełnione,
a przed jego bramą oczekiwało jeszcze na wejście wiele osób.
Diabeł nie miał innego rozwiązania sytuacji
jak tylko zablokować drzwi przed nowymi kandydatami.
- Pozostało tylko jedno miejsce, i jak się rozumie, może je zając tylko ktoś z was,
kto był największym grzesznikiem, powiedział.
- Czy jest wśród zgromadzonych jakiś zawodowy morderca?, zapytał.
Ale nie słysząc pozytywnej odpowiedzi, zmuszony był przystąpić do egzaminowania
wszystkich stojących w kolejce grzeszników.
W pewnym momencie swój wzrok skierował na jednego z nich,
który umknął wcześniej jego uwadze.
- A ty, co zrobiłeś?, zapytał go.
- Nic. Jestem uczciwym człowiekiem a znalazłem się tutaj jedynie przez przypadek.
- Niemożliwe. Musiałeś jednak coś zawinić.
- Tak. To prawda, powiedział zmartwiony człowiek
- starałem się być zawsze jak najdalej od grzechu.
Widziałem jak jedni krzywdzili drugich ale sam nie brałem w tym udziału.
Widziałem dzieci umierające z głodu i sprzedawane
a najsłabsze z nich traktowano jak śmieci.
Byłem świadkiem, jak ludzie czynili sobie wzajemne świństwa i oskarżali się.
Jedynie ja wolny byłem od pokus i nic nie czyniłem. Nigdy.
- Naprawdę nigdy?, zapytał z niedowierzaniem diabeł
- Czy to rzeczywiście prawda, że widziałeś to wszystko na swoje własne oczy?.
- Jak najbardziej!.
- I naprawdę nic nie zrobiłeś, powtórzył jeszcze raz diabeł.
- Absolutnie nic!. Diabeł zaśmiał się ze zdziwienia:
- Wejdź, mój przyjacielu. Ostatnie wolne miejsce należy do ciebie!.
Pewien święty, przechodząc kiedyś przez miasto,
spotkał dziewczynkę w podartym ubranku, który prosiła o jałmużnę.
Zwrócił się wtedy do Boga: - Panie, dlaczego pozwalasz na coś takiego?
Proszę Cię, zrób coś.
Wieczorem w dzienniku telewizyjnym zobaczył mordujących się ludzi,
oczy konających dzieci i ich biedne wycieńczone ciała.
I znów zwrócił się do Boga: - Panie, zobacz ile biedy. Zrób coś!.
Nocą, święty człowiek usłyszał głos Pana, który mówił:
- Zrobiłem już coś: stworzyłem ciebie!
Offline
"...Nie bądź obojętnym..."
Pewna dwunastoletnia dziewczynka napisała kiedyś w swoim dzienniczku:
"Jesteśmy ludźmi przyszłości, to my musimy ulepszać sytuację.
Najgorszą rzeczą jest nic nie robić i patrzeć,
jak ten biedny świat się rozpada.
Wołamy: niech żyje pokój : a prowadzimy wojnę.
Powtarzamy: precz z narkotykami : a zabijamy sprawiedliwych.
A przecież nie jest postanowione, że nie można skończyć z tym wszystkim.
Chciałabym Ci powiedzieć,
jeżeli jesteś smutny z powodu nienawiści w świecie,
nie płacz i nie trać nadziei, ale zrób coś,
nawet coś małego!"
Offline
"...Z serca każdy może coś dać..."
Z serca każdy może coś dać...
On był mężczyzną potężnym, o donośnym głosie i szorstkim sposobie bycia. Zaś ona - kobietą łagodną
i delikatną. Pobrali się. On dbał, by niczego jej nie brakowało, a ona zajmowała się domem i dziećmi. Później dzieci dorosły, pozakładały własne rodziny i odeszły. Historia, jakich wiele.
Lecz kiedy wszystkie dzieci były już urządzone, kobieta straciła swój zwykły uśmiech, stawała się coraz bardziej wątła i blada. Nie mogła już jeść i w krótkim czasie przestała podnosić się z łóżka.
Zmartwiony mąż umieścił ją w szpitalu.
Lecz chociaż u jej wezgłowia zbierali się najlepsi lekarze i specjaliści, żadnemu z nich nie udało się określić, na co zachorowała kobieta. Potrząsali tylko głowami.
Ostatni z lekarzy poprosił na stronę męża i rzekł: - Ośmieliłbym się powiedzieć, że po prostu... pańska żona nie chce już dłużej żyć...
Mężczyzna w milczeniu usiadł przy łóżku żony i ujął ją za rękę. Była to mała, drobna rączka, która zupełnie ginęła w potężnej dłoni mężczyzny. Potem rzekł zdecydowanie swym donośnym głosem:
- Ty nie umrzesz!
- Dlaczego? - zapytała kobieta, lekko wzdychając.
- Ponieważ ja cię potrzebuję!
- To dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
Od tej chwili stan zdrowia kobiety zaczął się szybko poprawiać. Dzisiaj czuje się doskonale. A lekarze
i znani specjaliści nadal zadają sobie pytanie, jaka choroba ją dotknęła i coż za wspaniałe lekarstwo uzdrowiło ją
w tak krótkim czasie.
Offline
"...Brama..."
Przez pewne lotnisko na Dalekim Wschodzie przeszła ulewna burza. Pasażerowie przebiegali w pośpiechu płytę lotniska, by dostać się na pokład DC3, który czekał gotowy do odlotu.
Pewien przemoczony do szpiku kości misjonarz, znalazł sobie wygodne miejsce przy oknie. Miła stewardesa pomagała pasażerom w rozlokowaniu się.
Nadchodził już moment odlotu i jakiś członek załogi zamknął potężne drzwi samolotu.
Nagle ujrzano mężczyznę biegnącego w stronę samolotu. Spóźniony człowiek ochraniając się swym przeciwdeszczowym płaszczem, zaczął mocno walić w drzwi samolotu, prosząc by mu otworzono. Stewardesa próbowała dać mu do zrozumienia, przy pomocy gestów, że jest już za późno. Człowiek jeszcze mocniej zaczął się dobijać do drzwi. Stewardesa starała się przekonać go, aby zaniechał usiłowań.
- Nie mogę... Jest już za późno... Musimy odlatywać - powtarzała.
Nic to jednak nie pomagało: człowiek nalegał i stanowczo domagał się wpuszczenia. W końcu stewardesa otworzyła drzwi. Wyciągnęła dłoń i pomogła spóźnionemu pasażerowi wdrapać się na pokład.
W pewnym momencie zaniemówiła ze zdumienia. Człowiek ten był pilotem samolotu.
Offline